Ciepło? Czas na rower | Olympus

   Media trąbią o śniegu, który spadł w dziewięciu województwach. Wiele gospodarstw bez prądu, święta spędzą szukając jajek wielkanocnych w śniegu. Polska sparaliżowana przez mały śnieżek.
   A Śląsk? Rozkwita w nim wiosna!
   Temperatura wzrasta powyżej 10 stopni Celsjusza, więc my tutaj nie narzekamy. Czasem popada, ale przynajmniej to nie śnieg, prawda? Byłam już zmęczona zimą, więc dziękuję Matce Naturze, że oszczędziła mój ukochany Śląsk. W końcu mogę wyjść z domu i jechać na rowerze na kolejne zdjęcia.
   Planuję pojechać w końcu nieco dalej. Chcę zabrać rower pociągiem do Katowic i spróbować fotografii ulicznej. Zainspirowałam się zdjęciami na instagramowym profilu Macieja Pudełko, znanego jako Yellowbox. Chłopak tworzy filmy, jak jeździ rowerem po Warszawie, pokazując codzienne życie mieszkańców, czasem robiąc zdjęcia. Opowiem o nim trochę więcej przy okazji publikacji moich zdjęć z Katowic.
   Na razie zadowalam się moim miastem, a raczej jego granicami, gdzie zawsze coś odkrywam. Chociaż miejsce, do którego się wybierałam, nie było dla mnie tajemnicze. Wiedziałam o tym od kilku lat, lecz nigdy jeszcze tam nie weszłam. Mowa o ruinach budynku przy Hałdzie Popłuczkowej w Bobrownikach Śląskich. Hałda to teraz zabytek UNESCO, lecz wjeżdżanie na nią na ten moment nie jest w moich planach. Dlatego odwiedziłam sobie budynek obok niej. Jest kompletnie opustoszały, cały w graffiti i wydobywają się stamtąd dziwne dźwięki, spowodowane za pewne wiejącym wiatrem (chociaż był podejrzanie spokojny) oraz przeciekającym dachem. Atmosfera wokół budynku była tak przytłaczająca, że po kilku minutach pojechałam z powrotem. Po prostu miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Normalnie nie boję się takich miejsc, ale tym razem coś mnie zmusiło do odwrotu. Już wiem, że ten mały urbex muszę popełnić z drugą osobą. Nawet wiem z kim.
   Po tym ciekawym doświadczeniu postanowiłam pojechać sobie do Parku Repeckiego. Musiałam sobie nabić trochę kilometrów, by wrócić do dawnej formy i zrzucić to, co narosło na mnie w zimę. Jadąc główną drogą parku zastanawiałam się, dokąd prowadzą te poboczne ścieżki. To miejsce jest dla mnie tak bardzo nieodkryte, a nigdy nie skusiłam się na zjechanie z drogi. Jako, że miałam bardzo mało czasu, zjechałam tylko jedną ścieżką na dół, jakby w małą dolinę, na której wcześniej nie byłam. Płynęła  przez nią mała rzeczka, która okazała się dopływem rzeki Dramy. W tym momencie wyciągnęłam aparat.
   Uwielbiam fotografię makro, chociaż mój obiektyw nie jest przystosowany do tego rodzaju sztuki. Staram się robić jak najbliższe ujęcia, lecz czasem jest to po prostu niemożliwe. Wciąż się uczę.









   Wesołych świąt, kochani :D
   P.s. Za niedługo premiera rewelacyjnej sesji. Koniecznie polecam czekać.

Komentarze