Witaj w Mini studio Co Widzi Moje Oko | Olympus

   Leniwy, styczniowy wtorek. Kiedy już nie było co robić w domu, zaczynałam myśleć, co zrobić. Iść na zdjęcia? Na zewnątrz już ciemno i zimno, więc jakoś nie miałam ochoty. Jednak ochota na zdjęcia naszła mnie na tyle, że nie dawało mi to spokoju. I co teraz? W domu nie mam czego fotografować, bo to zwyczajne mieszkanie zwyczajnej (dobre) rodziny. Hmm... Teraz myślę, że to jest nawet jakiś pomysł! Codzienność życia rodziny. Ale to wykorzystam kiedy indziej.
   Wracając...
   Przez głowę przeszła mi smutna prawda: "Szkoda, że nie mam własnego studia". I wtedy mnie natchnęło!
   Przecież mogę je w każdej chwili zrobić! Co więcej - zrobię to w oryginalny sposób. Robić zdjęcia rzeczom małym i ciekawym. Czemu nie? Mam pełno figurek starych i nowych w domu. Niektóre są piękne, więc czemu nie zafundować im małej sesji zdjęciowej? Tak, to jest do zrobienia!
   Zaczęłam kombinować. Znalazłam dwa zeszyty z czarną okładką, które posłużyły mi za tło. Świetnie. A co ze światłem? Mama akurat kilka dni wcześniej kupiła mi lampkę led, która może i nie służy do zdjęć, ale jednak jestem uparta i zrobiłam tak, by była dobra. Rzuca brzydkie kręgi świetlne, więc żeby to zatuszować, przykryłam ją matową koszulką A4 i światło od razu zrobiło się jednolite i miękkie.
   Dobrze.
   Więc możemy zaczynać.
   Zrobiłam zdjęcia tylko jednej figurce, ponieważ chciałam zobaczyć, czy to się w ogóle uda.
   Błędem było organizowanie tego na moim łóżku... Nie umiałam postawić światła tak, by padało pod dobrym kątem. Efektem powstało to:




   To nie to, czego chciałam.
   Zostawiłam to wszystko na kolejny dzień.
   Znalazłam inne figurki, które są na tyle oryginalne, że chciałam je pokazać na zdjęciach. Bawiłam się światłem, które tym razem ustawiłam na statywie, o którym sobie przypomniałam. Tło ustawiłam na stoliku. Mogłam pracować. Denerwowało mnie to, że na ustawieniach ISO AUTO czas naświetlania musiałam ustawiać między 1/3 - 1/2. Czyli długo, przez co zostałam zmuszona do sztywnego trzymania aparatu. Pewnie powiecie "Ustaw ISO 1600". Haha. Gdyby to był Nikon o czułości 6400 to może by to coś dało. Ale to niestety Olympus o czułości max. 1600, a na tych ustawieniach zdjęcia mają kolorowe ziarno, które bardzo źle wygląda. Wiem to, bo ustawiłam to sobie na czas tej sesji. I niestety... Wszystko poszło na marne. Szkoda, że zorientowałam się po zdemontowaniu mini studia. Stwierdziłam, że zrobię wszystko od nowa kolejnego dnia.
   Znalazłam jeszcze jedną lampkę, którą pomyślałam, że wykorzystam do dodatkowego doświetlenia figurek, bym nie musiała męczyć się z dłuższym czasem naświetlania. Jednak to i tak nic nie dało. Olympusie, ty zgredzie... Zostało mi bawienie się na ISO AUTO, czasem zmieniane na ISO 800. Powiem Wam, że bawiłam się przednio. Mimo popełniania błędów, jestem dumna z tego, co mi wyszło. Będę się starała w najbliższych dniach o poprawę, żeby zdjęcia wyglądały na perfekcyjne. Na razie widać, że to amatorka, lecz jaka oryginalna!











   Na pewno to powtórzę.

   P.S. Pan Gwarek jeszcze się pojawi na tym blogu ;) I nie zwracajcie uwagi na białe punkty na zdjęciach. Mój Olympus ma koło 10 lat...

Komentarze